Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Bitels z miasteczka Łódź. Mam przejechane 27689.96 kilometrów w tym 2.71 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.00 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Bitels.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2017

Dystans całkowity:612.30 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:38:32
Średnia prędkość:15.89 km/h
Liczba aktywności:21
Średnio na aktywność:29.16 km i 1h 50m
Więcej statystyk
  • DST 14.40km
  • Czas 00:43
  • VAVG 20.09km/h
  • Sprzęt UNIBIKE VIPER
  • Aktywność Jazda na rowerze

Praca.

Wtorek, 15 sierpnia 2017 · dodano: 16.08.2017 | Komentarze 1

Mimo wolnego dnia trzeba było jechać do pracy.
W sumie nie wiem po co miałem tam być. Kompletnie nic nie robiłem.
Impreza drętwa. Jakieś łubu, dubu rockowe, potem pseudo rekonstrukcja jakiejś bitwy z początku XX w.
Jednym słowem wielka kicha. O 22 pojechałem do domu.


Kategoria Praca


  • DST 14.40km
  • Czas 00:42
  • VAVG 20.57km/h
  • Sprzęt UNIBIKE VIPER
  • Aktywność Jazda na rowerze

Praca.

Poniedziałek, 14 sierpnia 2017 · dodano: 14.08.2017 | Komentarze 3

Jakoś praca mnie ostatnio nie cieszy. Roboty od cholery, a kasy ni cholery :(
Wczoraj musiałem pojechać do pracy skosić trawniki na parkingu, a że pojechałem z Anuszką, to nie rowerowo, a tramwajowo było.
Dziś od rana pucowanie dziedzica na jutrzejszą imprezę. Jakieś przedstawienie, czy cóś.
Myślałem, ze pojadę gdzieś rowerem, a tu dupa. Mam być w pracy.
Chromolę to. Jutro będzie dyrekcja z Warszawy, to powiem że rezygnuję z tej roboty dla instytutu.
Mam dość robienia w balona i czekania na kasę miesiącami.
A jak się wnerwię to z dnia na dzień zmienię pracę.
A najbardziej wkurza mnie to, że Ania przejmuje się całą sytuacją.


Kategoria Praca


  • DST 14.40km
  • Czas 00:42
  • VAVG 20.57km/h
  • Sprzęt UNIBIKE VIPER
  • Aktywność Jazda na rowerze

Praca.

Piątek, 11 sierpnia 2017 · dodano: 11.08.2017 | Komentarze 1

Fajnie ciepło, aż pot po tyłku leciał :)
Koszenie trawy w parku.
Ekipa filmowa od komipsiarza aleksia dziś kończy robotę. Bogu dzięki, bo przez nich nic nie można zrobić.
Jutro do pracy zrobić porządek na parkingu, bo w poniedziałek przyjeżdżają rozstawiać się na 15 sierpnia.
Całe szczęście nie muszę być.


Kategoria Praca


  • DST 15.40km
  • Czas 00:45
  • VAVG 20.53km/h
  • Sprzęt UNIBIKE VIPER
  • Aktywność Jazda na rowerze

Praca i łódzki armagedon.

Czwartek, 10 sierpnia 2017 · dodano: 10.08.2017 | Komentarze 5

No to się dziś dzionek zaczął. Zaraz po 6 rano tak lunęło.

Po wyjściu z domu taki widok.

Dobrze, że w pracy szkód prawie nie było. Jedynie w parku spadł jeden konar na ścieżkę.

Po pracy na zakupy do Biedry. Kiedy skręcałem z Urzędniczej w sędziowską, zasygnalizowałem skręt w lewo i obejrzałem się za siebie. W tym momencie dokładnie na skrzyżowaniu wyprzedził mnie jakiś palant. Widział moją wyciągniętą rękę, a mimo to złamał przepis. Dobrze, że go widziałem , bo nie wiem co by było, jakbym zaczął skręcać.
Jestem za tym, żeby mandaty podwyższyć do drakońskich stawek, a uzyskanie prawa jazdy było możliwe tylko dla tych, którzy potrafią naprawdę jeździć, a nie tylko trzymać kierę w dloniach.
W każdym razie żyję, a ten młot jak będzie tak dalej jeździł, to długo nie pojeździ. Kij z nim.


Kategoria Praca


  • DST 14.40km
  • Czas 00:43
  • VAVG 20.09km/h
  • Sprzęt UNIBIKE VIPER
  • Aktywność Jazda na rowerze

Praca.

Środa, 9 sierpnia 2017 · dodano: 09.08.2017 | Komentarze 2

Dziś od rana praca na tempo. Miała przyjechać ekipa od komipsiarza aleksia i musiałem dokończyć pracę na parkingu.
Przyjechali po południu, akurat kiedy miałem się zbierać do domu, więc myk na rower i uciekłem szczęśliwy do Anuszki :)
Na Piotrkowskiej przy Radwańskiej przy tym cholernym przystanku tramwajowym, czekałem trzy ( czy) cykle zmiany świateł. Jasna cholera, to jakaś pomyłka, już ma być zielone, a tu tramwaj podjeżdża i dupa, dalej stoję.
Wywalić wszystkie samochodu z centrum i będzie git.
Na głównym placu przy Manufakturze taki tłum, że jadąc trzeba było robić podobne obliczenia jak kurier z filmu "Fying Scotsman".


Kategoria Praca


  • DST 14.40km
  • Czas 00:43
  • VAVG 20.09km/h
  • Sprzęt UNIBIKE VIPER
  • Aktywność Jazda na rowerze

Praca.

Wtorek, 8 sierpnia 2017 · dodano: 08.08.2017 | Komentarze 4

Ciąg dalszy nudnej i mozolnej pracy na parkingu, gdzie 15 sierpnia ma odbyć się jakaś bardzo ważna impreza.
Z Kórnika przywiozłem taki oto medal :)


A tak wyglądałem po przyjeździe na metę.

                                           Zdjęcie z galerii Kórnickiego Bractwa Rowerowego.


Kategoria Praca


  • DST 14.40km
  • Czas 00:41
  • VAVG 21.07km/h
  • Sprzęt UNIBIKE VIPER
  • Aktywność Jazda na rowerze

Praca.

Poniedziałek, 7 sierpnia 2017 · dodano: 08.08.2017 | Komentarze 2

Praca po maratonie w Kórniku to zły pomysł. Robiąc porządki w instytucie w dalszym ciągu myślami byłem w Wielkopolsce :)


Kategoria Praca


  • DST 320.00km
  • Czas 24:30
  • VAVG 13.06km/h
  • Sprzęt UNIBIKE VIPER
  • Aktywność Jazda na rowerze

III Kórnicki Maraton Turystyczny.

Sobota, 5 sierpnia 2017 · dodano: 07.08.2017 | Komentarze 9

Kiedy do maratonu zostało już niewiele czasu, coraz bardziej myślałem, czy dam radę. Brak czasu, męczące obowiązki w pracy, nie pozwalały na kondycyjne przygotowanie do ważnej dla mnie imprezy. Tak więc 4 sierpnia wsiadając do pociągu, byłem pełen obaw.

Po przyjeździe do bazy maratonu w Robakowie koło Kórnika, zauważyłem, że ludzie dopiero się zjeżdżają. Nic dziwnego, ludzie biorący udział w tej imprezie, to nie zawodowi kolarze, a normalne zapracowane osoby.
Wieczorem odbyło się ognisko, na którym dzięki Kórnickiemu Bractwu Rowerowemu nikt nie był głodny. Była okazja porozmawiać, posłuchać i pośmiać się z wieloma sympatycznymi ludźmi.

Temat rozmów to oczywiście głównie rower, bo jakżeby inaczej :) i jutrzejszy start w maratonie.
Jeden tekst zapadł mi w pamięć. Kiedy rozmawialiśmy o zaliczaniu gmin, ktoś rzucił tekst:
- no tak, gminy ryją łeb.
Sama najprawdziwsza prawda :)
Po 23 poszedłem spać.
Wstałem przed 6. Trzeba było się ogarnąć, zjeść śniadanie i przygotować wszystko to, co będzie potrzebne w drodze.
O 7 rano zaplanowano montaż lokalizatorów na rowerach maratończyków.





Gdy wszystko było gotowe, całą ponad stuosobową watahą pod eskortą Kórnickiej Straży Pożarnej ruszyliśmy na kórnicki rynek, skąd miał się odbyć właściwy start.



Ja startowałem w ostatniej 8 grupie na 300km. Ci z grupy, ktorzy jechali na szosówkach, wyrwali od razu do przodu. Reszta jechała własnym tempem.
Po jakimś czasie został w tyle chłopak (niestety, nie znam imienia) w koszulce KBR'u.
Pomyślałem - szkoda, będzie miał ciężko. Zawsze lepiej jedzie się z kimś tak długi dystans.
Po jakimś czasie dołączył do mnie Przemek, który pomylił trasęi już nie chciało mu się gonić swojej grupy jadącej na 500km.
Miał tylko wyrysowaną trasę na papierowej mapie, a na lokalnych drogach ciężko się taką mapą posługiwać.
Cieszyłem się, że będę miał towarzystwo, tym bardziej, że znamy się z poprzedniej edycji maratony, gdzie mieliśmy okazję przejechać końcówkę trasy razem.
Atrakcją na maratonie była przeprawa promowa. Musiał tu być niezły młyn jak dojechały pierwsze grupy "koksów" :)



Na drugim brzegu krótki sikustop i w drogę.
Niewiele pamiętam z trasy. Tak długie dystanse (chociaż jeżdżę je rzadko) pokonuję na "autopilocie".
Kiedy dojechaliśmy do Koła, mieliśmy problem, bo trasa do Powiercia, gdzie był punkt żywieniowy, poprowadzona była obwodnicą, na której jak nam się wydawało był zakaz jazdy rowerem. Trzeba było jechać przez miasto, gdzie ddr'ki miejscami poprowadzono w tak głupi sposób, że brak słów.
Punkt żywieniowy był "ukryty" w jednej ze szkół i z tego co się dowiedzieliśmy z Przemkiem, nie tylko my go minęliśmy.
Całe szczęście, chłopak z obsługi punktu dorwał nas na drodze i odeskortował na miejsce.
Obiad super. Dobra pomidorówka, duszony schab w sosie z ziemniakami i duszoną marchewką, dodały mi sił.
Zauważyłem, że na tak długich trasach, co kilka godzin muszę zjeść coś porządnego, bo słodycze i owoce to zdecydowanie dla mnie za mało.
Po obiedzie postanowiliśmy poczekać na tego kolegę, który jechał sam. Niestety po ponad półgodzinnym oczekiwaniu, postanowiliśmy jechać dalej.
Po kilku godzinach zaczął zapadać zmrok, więc na jednym z przystanków ubraliśmy się w "długie" ciuszki, żeby ciepło było.
Przed Licheniem po raz kolejny zmyliliśmy trasę, w sumie z mojej winy. Mam totalnie niepraktyczne etui do telefonu na kierę i żeby coś zobaczyć na ekranie, trzeba etui zdjąć z kierownicy, potem telefon wytrząsnąć z niego. Wiązało się to z zatrzymywaniem się i stratą czasu.
W końcu wróciliśmy na trasę. I teraz nie pamiętam czy przed Licheniem, czy za, minął nas Turysta. Mignął pozdrawiając nas, jakby dopiero zaczynał start :)
Po drodze spotkaliśmy też kolegę, który odpoczywał na poboczu, przy jakiejś posesji.
Zapytaliśmy, czy wszystko w porządku, czy nic złego się nie dzieje i pojechaliśmy dalej.
Po kilku kilometrach zaczął padać deszcz, więc schowaliśmy na jednym przystanków. Szeroka i długa ławka pozwolila, abyśmy obaj wyciągnęli zmęczone zwłoki. Chyba tam też padła mi bateria w telefonie.. Przemek pożyczył mi powerbanka i dzięki temu widzieliśmy, czy jedziemy po wyznaczonym śladzie.
Kiedy odpoczywaliśmy na tym przystanku, zadzwoniła moja Ania z pytaniem, czy wszystko ok, bo na stronie trackcourse.com widzi, że stoimy. Powiedziałem, że przeczekujemy deszcz.
Przeżywała bidula mój wyjazd, jakby sama brała w nim udział.
Dalsza trasa to mozolne pokonywanie kilometrów w ciemności z rzadka rozświetlanej latarniami w większych miejscowościach.
Z nastaniem świtu byliśmy już porządnie zmęczeni, a ja do tego mocno głodny.
Prędkość jazdy spadła, morale też siadło.
Około 8 kilometrów przed metą odcięło mi prąd. To drugi taki przypadek w moim życiu, kiedy mimo najszczerszych chęci nie miałem siły zakręcić korbą.
Przemek pojechał dalej, a ja zostałem sam. Głodny jak pies, bo słodycze w sakwie się skończyły. Postanowiłem odpocząć na przystanku przed Ziminem.
Zadzwoniła Anuszka i podniosła na duchu :)
Wsiadłem w końcu na rower i w tempie mocno chorego emeryta jechałem do przodu.
W Ziminie mimo wczesnej pory był otwarty mały sklepik, który mi życie uratował. Pepsi, tabliczka czekolady i megagrzesiek pozwoliły dojechać do mety.
A tam miłe zaskoczenie. Każdy z maratończyków był witany brawami. Gratulacje, pamiątkowy medal i fota.
Na mecie przywitała mnie też Marzena ( Kot), która w nocy wysyłała mi motywujące smsy:

- Bitels GO, go, go
dajesz nie przestajesz

-Patataj, patataj przez piękny polski kraj
lewa, prawa, lewa, prawa
na mecie czekają od Kota brawa.

- Fanki tu na ciebie czekają
same małolaty, śpiewają hity Bitelsów
i chcą twój autograf
musisz tu przyjechać.
Przeszedłem na drugą stronę budynku, gdzie dostałem brawa i gratulacje od kolegów, którzy trasę maratonu już przejechali.
Dostałem makaron w sosie bolońskim, który postawił mnie na nogi.
Oczywiście znów były rozmowy, dzielenie się wrażeniami z trasy. Miłe chwile, spędzone z ludźmi, którzy podzielają moją pasję.
Jednak wszystko co dobre, kiedyś się kończy. Trzeba było zbierać mandżur i przygotować się do powrotu do domu.
Dzięki uprzejmości Borafu, który zaproponował, że może mnie zabrać do Łodzi, szybko wróciłem do domu.
Borafu, dziękuję, jestem Twoim dłużnikiem.

Podsumowanie.

Przejechałem całą trasę maratonu liczącą 320 km. Pewnie trochę więcej, bo kilka razy pomyliłem trasę i trzeba było wracać na ślad.
Była to kolejna edycja maratonu, w której miałem przyjemność startować.
Jak pisałem, nie byłem przygotowany kondycyjnie na taki dystans. Przed maratonem przejechałem raz dystans 100 km.
Jestem więc żywym dowodem nato, ze chcieć to móc.
Rady Wilka na temat ustawienia kierownicy bardzo się przydały, bo nie mam zdrętwiałych palców dłoni.
Rady emesa o oddychaniu ustrzegły mnie przed paraliżującym bólem mięśni międzyżebrowych z ubiegłorocznego maratonu.
Zaliczyłem ileś tam gmin, jeszcze nie liczyłem.
Rzeczywiście gminobranie ryje banię :)
Czas przejazdy nie powala, ale nigdy nie była to dla mnie jakaś ważna sprawa.

Podziękowania.
Wielkie dzięki dla Kórnickiego Bractwa Rowerowego za organizację świetnej imprezy.
Dziękuję również paniom z punktu żywieniowego w Powierciu i w bazie za pyszny obiad i makaron.
Wszystkim osobom, które przyczyniły się do tego, aby Maraton w Kórniku zapadł mocno w pamięć.
Przemkowi za wspólnie przejechane kilometry.
Marzenie za spotkanie, pogaduchy i smsy.
Borafu za podwózkę do Łodzi.
Oraz wszystkim kolegom biorącym udział w tej wspaniałej imprezie.
I najważniejsze:
Kochana Aniu, dziękuję że tolerujesz moje rowerowe wariactwo. Dziękuję, że zostając w domu, jedziesz razem ze mną :)


Później dodam jeszcze parę fotek.


Kategoria długie trasy


  • DST 16.70km
  • Czas 00:46
  • VAVG 21.78km/h
  • Sprzęt UNIBIKE VIPER
  • Aktywność Jazda na rowerze

Praca.

Czwartek, 3 sierpnia 2017 · dodano: 03.08.2017 | Komentarze 8

Dziś kończyłem porządki na parkingu. Nudy jak mało kiedy.
Po pracy do sklepu po materac na jutrzejszy wyjazd do Kórnika.
Teraz idę się pakować, żeby wieczór był spokojny.
Tutaj można będzie zobaczyć, czy nie obijam się na maratonie :)
Startuję o 8.35 w sobotę.


Kategoria Praca


  • DST 15.40km
  • Czas 00:44
  • VAVG 21.00km/h
  • Sprzęt UNIBIKE VIPER
  • Aktywność Jazda na rowerze

Praca.

Środa, 2 sierpnia 2017 · dodano: 02.08.2017 | Komentarze 5

Dziś już bóg Ra nie tak mocno nie okazywał jak lubi ludzi :) Trochę chłodniej, ale duszno.
W pracy sprzątanie gałęzi, które pospadały ze starych topoli na parkingu.
Po pracy na dworzec po bilet na maraton w Kórniku.
A moje koty jeszcze nie mogą dojść do siebie po kilku dniach upału.


Kategoria Praca