Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Bitels z miasteczka Łódź. Mam przejechane 27689.96 kilometrów w tym 2.71 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.00 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Bitels.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2020

Dystans całkowity:467.54 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:23:12
Średnia prędkość:20.15 km/h
Liczba aktywności:5
Średnio na aktywność:93.51 km i 4h 38m
Więcej statystyk
  • DST 103.16km
  • Czas 04:50
  • VAVG 21.34km/h
  • Sprzęt Emeska
  • Aktywność Jazda na rowerze

Podlaskie wspomnienia.

Piątek, 21 sierpnia 2020 · dodano: 25.08.2020 | Komentarze 3

W piątek 21 sierpnia wybrałem się odwiedzić brata na Podlasiu. Dojechałem pociągiem do
Szepietowa i stamtąd już na kołach jechałem do Choroszczy.


Zamierzałem przeprawić się przez Narew w Waniewie i od Śliwna dotrzeć do rodzinnej miejscowości.



Niestety, kiedy dojechałem do Waniewa, okazało się, że przeprawa przez Narew jest nieczynna. Po
dotarciu do tratwy zauważyłem, że poziom wody w rzece jest tak niski, że tratwa znajdowała się 1.5
m. poniżej poziomu kładki, prowadzącej do niej.
Nigdzie nie było informacji o nieczynnej przeprawie, więc władze NPN dały dupy. Rad, nie rad aby
dotrzeć do Choroszczy musiałem jechać dookoła nudną trasą przez Baciuty i Zaczerlany.
Po sześćdziesięciu paru kilometrach dotarłem na miejsce.


Michał z rodziną już czekali na mnie z
obiadem ☺ W końcu po 3 latach znów się spotkaliśmy, a że z bratem jestem bardzo zżyty, więc
spotkanie po latach było tym bardziej przyjemne.



Następnego dnia dopiero wieczorem wybraliśmy się z Michałem na rowery. Krótka wycieczka po
Choroszczy i najbliższej okolicy, wspomnienia z dzieciństwa i wspólnie spędzony czas były
przyjemnością.


Następnego dnia w niedzielę po obiedzie wybrałem się do Kruszewa, małej nadnarwiańskiej wsi, w
której jako dzieciak spędziłem sporo czasu. Pojechałem tam nie szosą kruszewską, a przez Ruszczany,
Rogowo i Pańki całkiem dobrymi asfaltami dotarłem na tzw. Zerwany Most nad Narwią.
Cała masa wspomnień z dzieciństwa wróciła, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Dni i noce
spędzone na narwiańskich bagnach, czy w pychówce z ojcem na rybach, potem już samotne spływy
pontonem po rzece, kiedy to przez kilka dni nie widziałem żywej duszy, a za towarzystwo za dnia
miałem ptaki, w nocy bobry buszujące przy namiocie.
Ehh słodkie lata dzieciństwa.
Potem pojechałem już do wsi, gdzie mieszka wujek z ciocią. I jak zwykle w takich sytuacjach zebrało
się nam na wspomnienia, których czasem nawet nie pamiętałem, kiedy ciocia, czy wujek o czymś
opowiadali. W końcu trzeba było wracać do Michała, bo zbliżał się wieczór.
I znów jazda przez malownicze wsie, które można spotkać już tylko na Podlasiu, była czystą
przyjemnością.
Następnego dnia w niedzielę rano, brat odwiózł mnie na dworzec w Białymstoku, skąd dotarłem do
Łodzi i prosto z dworca do pracy.
Ehh, kocham takie wspominkowe wyjazdy. Krótkie, ale z całą masą obrazów z beztroskich czasów.
Coś pięknego. Oby udało się to szybko powtórzyć.


Kategoria wycieczki


  • DST 21.78km
  • Czas 01:08
  • VAVG 19.22km/h
  • Sprzęt Emeska
  • Aktywność Jazda na rowerze

Poranna wycieczka.

Niedziela, 16 sierpnia 2020 · dodano: 16.08.2020 | Komentarze 2

Miałem wyjść na rower wczoraj, ale wcześnie rano padało, a potem już trza było zająć się domem.
Dziś wstałem o 6, zjadłem śniadanie i z Emeską na randkę pojechałem.
Nie wiem, ale chyba mam jakąś psychiczną blokadę, bo wymyślam powody, żeby nie jechać dalej niż wokół komina. Głupi jestem.


Kategoria Solo


  • DST 12.30km
  • Czas 00:38
  • VAVG 19.42km/h
  • Sprzęt Emeska
  • Aktywność Jazda na rowerze

Praca.

Wtorek, 11 sierpnia 2020 · dodano: 11.08.2020 | Komentarze 3

Pojechałem do pracy i trochę większą chęć do roboty miałem niż wczoraj.
Audiobooki Wołoszańskiego ratowały od nudy.
Jutro muszę pogadać ze znajomym z pracy. Muszę kupić jakiś niedrogi mikrofon krawatowy, bo mikrofon w kamerce słabo nagrywa dźwięk, a mikrofon ze słuchawkami od mojego telefonu to porażka.


Kategoria Praca


  • DST 12.30km
  • Czas 00:36
  • VAVG 20.50km/h
  • Sprzęt UNIBIKE VIPER
  • Aktywność Jazda na rowerze

Praca.

Poniedziałek, 10 sierpnia 2020 · dodano: 10.08.2020 | Komentarze 2

W końcu mam trochę sił, żeby usiąść do BSa. Czasu dla siebie mam mało, a sił jeszcze mniej.
Nawet nie wiem co napisać, bo narzekać nie ma sensu, nic to nie zmieni.


Kategoria Praca


  • DST 318.00km
  • Czas 16:00
  • VAVG 19.88km/h
  • Sprzęt UNIBIKE VIPER
  • Aktywność Jazda na rowerze

VI KMT

Sobota, 1 sierpnia 2020 · dodano: 07.08.2020 | Komentarze 4

Ludzie zaczynają wstawiać relacje z Kórnickiego Maratonu Turystycznego, to wstawię i ja :)

VI Edycja Kórnickiego Maratonu Turystycznego
Na KMT zapisałem się zaraz na początku roku, kiedy tylko Kórnickie Bractwo Rowerowe udostępniło formularz zapisów. Zapisałem się na dystans 300km. Trasa, to pętla wokół Poznania.
Potem długie miesiące czekania.
Na kilka dni przed maratonem, zadzwonił do mnie Marcin, kolega z którym znamy się z wcześniejszych edycji KMT. Zaproponował, że zabierze mnie do Kórnika swoim samochodem. W piątek 31 sierpnia po 14 wyjechaliśmy z Łodzi do Robakowa..
Na miejscu podpisaliśmy wymagane dokumenty, dostaliśmy numery startowe i można było się integrować.
Baza maratonu w tym roku została przeniesiona do szkoły w Robakowie, więc miejsca było zdecydowanie więcej. Ludzie z KBR na czele z prezesem, jak zwykle zrobili imprezę na bardzo wysokim poziomie.
I chociaż nie jestem ultrasem, to atmosfera KMT bardzo mi pasuje. I chyba nie tylko dla mnie, bo co roku do Robakowa w większości przyjeżdżają te same osoby.
Wspaniałe towarzystwo, śmiech i życzliwość ludzka to to, co wyróżnia Kórnicki maraton spośród innych.
Następnego dnia wstałem o 5.30, żeby na spokojnie zjeść śniadanie i przygotować się do startu.


Moja grupa startowała o 7.20, a w tej grupie był też Przemek, dobry znajomy, z którym w Kórniku przejechałem już niejeden maraton. Dobry towarzysz podróży, od którego mogłem się dowiedzieć wielu ciekawostek o jeździe rowerem w Australii.
Od samego początku założyliśmy, że nie będziemy gonić. Spokojna, turystyczna jazda z częstymi przystankami na sesje zdjęciowe na pamiątkę będzie naszą dewizą.
Dlatego też po kilku kilometrach od startu nasza grupa zostawiła nas w tyle i tyle ich widzieliśmy :)
Od tego momentu zaczęła się spokojna turystyczna jazda, zgodna z założeniami KMT :)






Po 140km dojechaliśmy do Czarnkowa do pierwszego punktu żywieniowego, gdzie zjedliśmy dobry, dwudaniowy obiad, potem kibelek, uzupełnienie wody i pojechaliśmy dalej.
Kiedy wyjeżdżaliśmy, na punkt żywieniowy dojechał Andrzej ze Zbyszkiem.
Spokojnym tempem jechaliśmy dalej, gadając o pierdołach, podziwiając krajobrazy i czułem się wreszcie jak na urlopie.
Przed miejscowością Kruszewo zaskoczył nas spory podjazd, który wjechałem bez problemu. Od tego miejsca podobnych podjazdów było więcej.




Za Kruszewem spotkaliśmy Zbyszka, który wraz z Andrzejem wyprzedzili nas jakiś czas temu. Okazało się, że Andrzej pojechał zaliczyć gminę Piła i Zbyszek był trochę zagubiony, bo chyba nie miał nawigacji.
Od tego momentu jechaliśmy we trójkę.
W końcu po przejechaniu 218km dojechaliśmy do Budzynia, gdzie mieścił się drugi punkt żywieniowy. Tam spotkaliśmy rodzinę Przemka, która wskazała nam drogę do restauracji. Dojechaliśmy tam chyba w ostatniej chwili, bo kelnerzy już powoli sprzątali lokal. Zjedliśmy pyszną zupę, popiliśmy kompotem i ruszyliśmy dalej.
Przemkowi jechało się coraz ciężej, bo jazda na trekingu z sakwą na takich dystansach do łatwych nie należy. Spora ilość podjazdów też sprawy mu nie ułatwiała, a na wielu odcinkach dróg, dziurawe nawierzchnie wybijały z rytmu.
Po przejechaniu ok 250 km, Przemek pojechał na swoją działkę, gdzie chciał się przespać i dopiero potem dojechać na metę.
Tak więc zostałem na trasie ze Zbyszkiem. Jazda nocą jest po prostu nudna, jedyny plus to znikomy ruch na drogach.
Po pewnym czasie wyczerpałem wszystkie akumulatorki w swojej nawigacji, ale wcześniej kupione duracelki pozwoliły na dojechanie na metę bez błądzenia. Nie wiem, dlaczego już po ok 7 godzinach akumulatorki się wyczerpują i muszę je wymienić. Może mam źle skonfigurowanego garmina, może coś robię nie tak, ale tak jest od początku, jak go kupiłem.
W każdym razie jechaliśmy i jechaliśmy... jechaliśmy, a mnie dopadało coraz większe znużenie. Chroniczny brak snu dawał o sobie znać. Zbyszek być może się trochę irytował, ale nic nie mogłem na to poradzić. Od Pobiedzisk jechałem już tylko siłą woli :)
W końcu dojechaliśmy na metę. Gratulacje od organizatorów, kolegów, którzy przyjechali wcześniej i ta radocha, ze kolejna impreza rowerowa się udała.
Na mecie makaroni, arbuz i kawa to to, czego mi było trzeba.


Podsumowanie
Przed maratonem nie jeździłem dużo, więc nie liczyłem, że trasę przejadę w miarę szybko. Z resztą nigdy tak do tego nie podchodziłem i nie przygotowywałem się do tego specjalnie.
Sama impreza to dobrze naoliwiona maszyna, działająca jak szwajcarski zegarek.
Wszystko było tak, jak miało być i niczego innego po pasjonatach z KBR spodziewać się nie można. Jak już coś robią, to tak, że poprawiać nie trzeba.
Dystans jaki przejechałem w maratonie to ponad 10% tego co w tym roku przejechałem :)
Podziękowania
Serdecznie dziękuję Marcinowi za transport. Warto było posłuchać jego rad odnośnie jazdy na dłuższych dystansach.
Szacunek dla całej ekipy KBR za organizację maratonu. Takich jak Wy jest niewielu. Dlatego ludzie tak chętnie do Was przyjeżdżają.
Wszystkim niewyspanym paniom dbającym sprawy formalne i prowiant na mecie wyrazy wdzięczności. Widać było, jak byłyście zmęczone.

PS.

Następnego dnia po maratonie wstałem rano z potężnym bólem mięśni międzyżebrowych. Mimo to wsiadłem na rower i pojechałem do pracy.
Oddychałem na pół gwizdka, bo ból nie pozwalał zrobić pełnego wdechu.
Po pracy wracając do domu, dojechałem tylko do pierwszego skrzyżowania i pozostałem 5 km prowadziłem rower, bo po prostu się dusiłem na rowerze.
Ból już minął, oddycham normalnie, więc za rok znów jedziemy :)


Kategoria długie trasy